top of page

Niespecyficzne trudy specjalisty dziecięcego.


Logopeda i dziecko w trakcie zajęć

Logopeda, terapeuta integracji sensorycznej, dentysta, korepetytor, rehabilitant… i każdy fachowiec, którego bezpośrednim klientem staje się dziecko, w tym dziecko naprawdę małe, sam staje przed wyzwaniem dwojakiego rodzaju – czysto technicznym, merytorycznym oraz relacyjnym.


Wiedza z zakresu określonej dziedziny jest podstawą terapii, bez tego trudno mówić o podejmowaniu jakiejkolwiek pracy w takim rozumieniu. Terapia zaś to leczenie, aby leczyć, trzeba zdobyć masę informacji teoretycznych, a następnie umiejętności praktycznych, zdać określone egzaminy, przejść przez tak zwane praktyki i staże, sprawdzić się pod okiem doświadczonego specjalisty, a następnie podjąć odpowiedzialność za realizację swojego zawodu. I wciąż się szkolić. W różnych dziedzinach życia wiedza narasta w odmiennym tempie, zdarzają się też zmiany w paradygmatach, kolejne eksperymenty pokazują nowe zjawiska, dobrze mieć szeroko otwartą głowę, elastyczny umysł i niegasnącą ciekawość.


Najpierw budujemy więź


Z tymi zasobami specjalista wchodzi do gabinetu, a za nim maszeruje, lub jest wnoszony na rodzicielskich rękach, mały, bo i bardzo młody, klient, odbiorca terapeutycznych oddziaływań. Dziecko – ze swoimi trudnościami wszelkiego rodzaju, które stały się powodem nawiązania współpracy z fachowcem, oraz ze swoim temperamentem, kształtującą się osobowością, dotychczasowymi doświadczeniami, bieżącymi emocjami, bieżącym stanem organizmu, poziomem rozwoju mniej lub bardziej zbieżnym z wiekiem biologicznym. Dziecko – podopieczny terapeuty. Zaszczyt, odpowiedzialność, wyzwanie. Aby temu sprostać, trzeba uruchomić w sobie cały pakiet zasobów relacyjnych właśnie. Po co? Dlaczego? Aby móc zebrać diagnostyczne informacje wprost od samego dziecka, a następnie implementować teorię i praktykę merytoryczną na rzecz leczenia.


Relacja skrywa terapię


Teraz chwilę o tym, o co w tych zasobach relacyjnych chodzi. Zacznijmy od samej relacji. Według popularnej Wikipedii jest to odzwierciedlenie oddziaływania między dwoma bądź większą liczbą podmiotów. Przełożywszy na kontekst gabinetowy – pomiędzy terapeutą i dzieckiem dochodzi do jakiś oddziaływań. Kilka przykładów: dziecko wciska się w ramiona rodzica, kręci głową w płaszczyźnie poprzecznej i dodaje do tego prosty komunikat „nie chcę”; dziecko wbiega do pokoju i zaczyna zapoznawać się z jego wyposażeniem; dziecko siada „grzecznie” na jednym z zauważonych krzeseł, oczy zachodzą łzami, a milczenie jest złotem; dziecko podchodzi do terapeuty i zaczyna z nim swobodną rozmowę; terapeuta wyciąga ręce w stronę dziecka, dziecko już wie, czym to „grozi” i rozbrzmiewa rzewny płacz; terapeuta macha przed oczyma dziecka najpopularniejszą (jak wynika z permanentnie uaktualnianego rankingu pomocy terapeutycznych - sędziami kompetentnymi są oczywiście dzieci – podopieczni) zabawką; dziecko biega po gabinecie i tym swoim ruchem rotacyjnym zachęca dorosłego, aby go gonił i nie złapał… A to tylko wejście do sali, początek i to wcale nie kluczowej części zajęć. Tyle już się dzieje. Dziecko ma mnóstwo emocji, potrzeb, niechęci. Aby przejść do części terapeutycznej trzeba umiejętnie owym stanem afektywnym i mentalnym dziecka plastycznie pokierować, tak, aby stał się sprzymierzeńcem w leczeniu. Wzbudzić zaufanie, rozśmieszyć, wymazać na chwilę z pamięci krótkotrwałej wafelka, który został w maminej torebce, w ogóle mamę na chwilę z pamięci krótkotrwałej wymazać, zaciekawić, wciągnąć do zabawy, jakimś cudem namówić dziecko do wykonania zadania, które wymaga sporego wysiłku i zaangażowania, sprawić, by dziecko powtórzyło dany ruch kilkukrotnie, albo żeby przez chwilę zastygło w bezruchu… Niezauważenie przejść od nawiązania kontaktu do właściwej pracy terapeutycznej i – co więcej, jeśli się uda - utrzymać dziecko w przekonaniu, że te całe zajęcia to w sumie taka zabawa. Oczywiście nie zawsze będzie to zasadne, aby element wysiłku i pracy zachować w przebraniu zabawy. Czym starsze dziecko, tym nawet właściwsze, aby doświadczało swoich starań i sukcesów z nich płynących, dostawało i przyjmowało pochwały za swoje zaangażowanie i skupienie. Mogło przeżywać momenty satysfakcji z dobrze wykonanej roboty.


Relacja z dzieckiem to pomost


Znaczenie relacji dla pracy terapeutycznej jest nie do przecenienia. To jedno z narzędzi pracy z dzieckiem, tyle że narzędzie niespecyficzne, nieograniczone do żadnej konkretnej dziedziny nauki i praktyki. To pomost do pracy właściwej – leczącej, to źródło wpływu na podopiecznego. Równocześnie relacja jest zjawiskiem nie do przewidzenia w swoim przebiegu – tak bardzo zależy od indywidualnych cech samego dziecka i jego sytuacji (biologicznej, rodzinnej) oraz partnera tej relacji, czyli dorosłego terapeuty.


Marcelina Jóźwiak

psycholog, psychoterapeuta



 

Przeczytaj więcej o pracy psychologa w Centrum Toto.

bottom of page